Po
II wojnie światowej w naszych krajach demoludów nastał okres szukania oszczędności na wszystkim -
uzasadniony, bo kraj był maksymalnie zniszczony, a żyć trzeba było i budować. Wiedząc, że się ucieka
od komfortu cieplnego, świadomie przymknięto na to oko i zredukowano ilość kominów - lokując wywiewy
tylko w kuchniach i łazienkach. To był kompromis, którego skutkiem był klimat w mieszkaniach daleki
od komfortu cieplnego i zasad fizyki budowli, co doprowadziło do mieszkań z tzw. chorym klimatem.
Jedynie duża infiltracja powietrza zewnętrznego przez ściany jakoś wspomagała wentylację, bo ściany
nie były izolowane termicznie (współczynniki przenikania ciepła U wynosiły od 1,5 do 2,0
W/m2K).
W latach pięćdziesiątych ub. wieku i później, masowo wyburzano piece kaflowe
i instalowano grzejniki, co wywołało lawinowy wzrost zapotrzebowania na węgiel i koks, a ich
wydobycie i produkcja były niewielkie. Wtedy zaczęto stosować pierwsze ocieplenia ścian i dachów
oraz coraz lepszą stolarkę drewnianą. Wtedy wentylacja jeszcze bardziej nie spełniała roli, bo
infiltracja spadła do roli śladowej. Ponieważ opłaty za energię cieplną silnie rosły, to mieszkańcy
wpadli na pomysł, by zmniejszyć strumienie powietrza wentylacyjnego, bo na miejsce wywiewanego
wpływało zimne - więc chłodziło wnętrza. Zaczęto prześcigiwać się w pomysłach i ... zakrywano lub
zaklejano kratki wywiewne w kuchniach i łazienkach. To oczywiście zmniejszyło wychłodzenie
pomieszczeń i zmniejszyło rachunki za ciepło, ale powstały mieszkania wilgotne i wręcz mokre zimą.
Masowo pojawiła się pleśń, co doprowadziło do wprowadzenia nowego terminu „syndromu domu chorego” -
co w gruncie rzeczy było odzwierciedleniem rzeczywistości. W wilgotnych domach doskonale rozwijały
się zarodniki grzybów pleśniowych, więc ludzie masowo chorowali na szereg chorób - tyle, że
powszechnie nie przypisywano tego wadliwej wentylacji, a raczej zrządzeniu
Opatrzności.
Ponieważ społeczeństwo nadal było biedne, to nadal nie projektowano wielu
kominów, lecz dla poprawy wentylacji ratowano się najróżniejszymi nasadami kominowymi na dachach -
wzmacniającymi ciąg, a także wentylatorkami w kanałach wywiewnych. Doprowadziło to do kompletnego
rozregulowania wentylacji grawitacyjnej, bo zgodnie z prawem Bernouli’ego, uległy
zniekształceniu rozkłady ciśnień powietrza w pomieszczeniach i kanałach do tego stopnia, że w
najwyższych kondygnacjach pojawiły się cofki strumieni powietrza i zamiast wywiewania z kuchni i
łazienek, nawiewało zimnym powietrzem. Skutkowało to nie tylko wychłodzeniem pomieszczeń, ale też
zalewaniem ścian i kanałów skroplinami pary. Efekty te zostały spotęgowane, gdy masowo zaczęto
stosować okapy kuchenne wyposażone w wentylatory podłączone do kanałów wentylacyjnych w
kominach.
Potem z zagranicy do Polski napłynęły systemy ociepleń ścian i ... szczelna
stolarka. Wtedy też pojawił się nowy termin „syndrom dom jak torba foliowa” - czyli domów zbyt
szczelnych dla powietrza.
Zaraz pojawili się producenci i sprzedawcy wentylacji
mechanicznych - wołający, że tylko one zapewnią komfort cieplny w budynkach i zostaną wyeliminowane
wady wentylacji grawitacyjnej - oczywiście przemilczający wady wentylacji mechanicznej. Wtedy też
krajowe środowisko naukowe zaspało, bo było zbyt zajęte dorabianiem na boku (niskie płace na
uczelniach). Natychmiast wykorzystali dostawcy tych systemów wprowadzając nową zachętę w postaci
rekuperatorów nagminnie wyolbrzymiając ich rolę. I tak do dzisiaj zalęgło się powszechne
przekonanie, że tylko wentylacja mechaniczna zapewnia poprawną wentylację. Jest to nieprawda, bo
owszem wentylacja grawitacyjna ma swoje wady, ale też i zalety, zaś wentylacja mechaniczna ma swoje
zalety, ale też i wady - tyle że nie te same.
W reklamach nie mówi się o wadach. Co gorsza,
to w tych czasach z uczelni wywiało zdolnych i prężnych naukowców szukających godnych wynagrodzeń,
zaś starszej daty profesorowie poumierali. W efekcie, dzisiaj na uczelniach naucza się na żenująco
niskim poziomie, a niedouczeni inżynierowie uzyskują uprawnienia i projektują, bo ktoś musi.
Projekty jednak zawierają wiele błędów z zakresu fizyki budowli. Jak oglądam projekty instalacji
ogrzewania czy wentylacji, to włos mi się jeży na głowie z powodu dużej ilości błędów
merytorycznych. Swoją drogą, nie wiem, czy jeden projektant na stu zdałby dzisiaj egzamin z fizyki
budowli u mnie czy innego specjalisty?
Fizyka budowli wymaga, by każde
pomieszczenie, gdzie przebywa człowiek miało zapewnione cztery parametry: temperaturę, wilgotność i
prędkość powietrza w strefie przebywania - zgodnie z badaniami
Fanger’a oraz odpowiednią ilość tlenu czyli powietrza świeżego z zewnątrz - zgodnie z wymaganiami fizjologicznymi
człowieka. Zauważmy, że tu nie ma mowy o rodzaju wentylacji, bo rodzaj jest bez znaczenia. Jak zatem spełnić te cztery warunki? Otóż, jest tylko jeden sposób: klimatyzacja! Tylko za pomocą klimatyzacji można regulować te cztery parametry - stosując jednocześnie
poprawny rozdział powietrza w pomieszczeniach. Rzecz w tym, że klimatyzacja jest droga - nadal za
droga na niską zamożność naszego społeczeństwa.
Z tego względu - niejako z konieczności,
nadal skazani jesteśmy na substytut klimatyzacji - przynajmniej do czasu, zanim rządy nie pomogą
społeczeństwu osiągnąć zamożności na poziomie średniej krajów zachodnich. Przez ostatnie 4 lata
idziemy w dobrym kierunku i jest szansa, że za 10 lat w Polsce będą powszechnie stosowane instalacje
klimatyzacyjne.
Tak czy inaczej, substytut klimatyzacji siłą rzeczy musi czegoś nie spełniać
- mianowicie nie da się regulować wilgotności powietrza i ilości tlenu. Aby zrozumieć tego istotę,
należy porównać do wstawienia auta osobowego
na tor formuły F1. Kierowców tej formuły tylko to
rozbawi, zaś kierowcę auta mocno zmartwi jeśli się nie podda i dojedzie do mety, gdy ci kierowcy
zdążą już wziąć natrysk i zjeść obiad.
Zatem, by substytut klimatyzacji nie dawał tak tragicznych efektów, projektant powinien dopracować projekt do maksimum, tj. mają być obliczone i dobrane
przepływy powietrza w każdym pomieszczeniu, jego temperatury oraz prędkości podczas wentylacji. Idę
w zakład, że z kilkudziesięciu tysięcy projektantów instalacji sanitarnych, dzisiaj nie spotkam
więcej niż 100 potrafiących takich obliczeń dokonać. Ale nawet i te 100 nie projektuje rzetelnie,
lecz na skróty. Dlaczego? Bo nikt im za to nie zapłaci, skoro zdecydowana większość projektuje na zasadzie „kopiuj - wklej” i odwala chałturę za
grosze.
Mało kto wie, ale w dzisiejszym czasie powszechności komputerów dużej mocy,
bez trudu można w szybkim tempie tak zaprojektować wentylację grawitacyjną lub hybrydową, że będą
spełnione wszystkie warunki komfortu cieplnego w każdym budynku -
zarówno jednorodzinnym, jak i wielorodzinnym. Na świecie, są takie programy. Nie ma na to
pędu, bo lobby wentylacji mechanicznej, przy silnym udziale monterów propaguje wentylację
mechaniczną, ponieważ na tym się zarabia kilkaset milionów złotych rocznie i więcej. A cóż się
zarobi na wentylacji grawitacyjnej? Grosze, bo najwyżej na kratkach wentylacyjnych i nasadach. Dla
średniej wielkości domu jednorodzinnego wentylacja mechaniczna z rekuperacją to wydatek 30-60 tys.
zł, zaś wentylacja hybrydowa (wentylacja grawitacyjna wspomagana), to wydatek zaledwie 1-2 tys. zł
lub mniej.
Należy
pamiętać, że zgodnie z zasadami fizyki budowli
powietrze nawiewane jest traktowane jako świeże, zaś powietrze które przepłynęło przez choć
jedno pomieszczenie, jest traktowane jako zużyte. Projektując instalację wentylacji nie wiemy, w
którym pomieszczeniu akurat będą przebywać użytkownicy. Jedni
lubują się siedzieć godzinami w salonie, inni w łazience spędzają 2-4 godziny dziennie. Czasami są
też odwiedzający goście i to często licznie, czasami się też pali papierosy we wnętrzach. Dlatego,
projektant musi przewidzieć dowolne obciążenie pomieszczeń ludźmi i ich skutkiem - wydzielaniem
ciepła i pary wodnej. W każdym pomieszczeniu muszą być
zapewnione warunki komfortu cieplnego. Idealnie jest, jeśli do każdego pomieszczenia doprowadza
się powietrze świeże i wymusza
taką jego prędkość, temperaturę i wilgotność, by zapewnić wymagany mikroklimat. Dążyć należy do ideału, tj.
wymiany całej objętości powietrza w każdym pomieszczeniu. Oczywiście, gdzieś jest też zdrowy
rozsądek, np. w pomieszczeniach podrzędnych jak: spiżarnia, garderoba czy magazynek - odchodzimy od
warunków mikroklimatu, bo w nich człowiek przebywa stosunkowo krótko.
W przypadku
wentylacji grawitacyjnej często nie ograniczamy się do wywiewów tylko w łazienkach, wc czy w kuchni,
ale też w salonie, pokojach czy sypialniach. Jest to łatwe w domach parterowych, ale w
dwukondygnacyjnych też nie jest trudne - szczególnie, gdy się zastosuje wspomaganie czyli wentylację
hybrydową. Nie trzeba dzisiaj kominów, bo mamy dostępne i tanie rury spiro, więc murowane kominy do
wentylacji są zbędne. Nie jest prawdą, że wentylacja grawitacyjna źle działa. Poprawnie
zaprojektowana działa niezawodnie i zapewnia komfort cieplny - tyle, że trzeba chcieć i umieć taką
wentylację zaprojektować.
W przypadku wentylacji mechanicznej mamy te same zasady organizacji
i regulacji rozdziału powietrza. Koszt wykonania takiej instalacji jest kilkadziesiąt razy wyższy
niż hybrydowej, bo dochodzi jeszcze rekuperator i grzałki elektryczne. Dochodzi też znaczny koszt
jej serwisowania.
Są budynki, dla których analizy ekonomiczne wykazują zasadność wentylacji
grawitacyjnej czy hybrydowej, ale są też wykazujące zasadność wentylacji mechanicznej. Wybór rodzaju
wentylacji nie powinien być zdany na przypadek czy modę. Jeśli ma być zachciewajką inwestora, to
świadomą wg zasobności jego kieszeni, ale zawsze wg poprawnie opracowanego projektu instalacji.
|
2019-11-08 14:45:17
2020-01-05 21:44:49
Panie Jerzy, czy zna Pan osobę, która wykona prawidłowo projekt rekuperacji domu jednorodzinnego? Poleca Pan firmę od okien itd.. może znajdzie się ktoś to zrobi projekt?
2020-01-06 00:23:58
Odnośnie stolarki okienno-drzwiowej, to polecam firmę DMD, która jest w naszym serwisie pod zakładką "produkty i technologie". Można kliknąć kupon do otrzymania rabatu dla naszych użytkowników. Działają na terenie całego kraju. Uważam ich jakość za najwyższą w tej dziedzinie.
2020-01-06 13:45:33
2020-01-06 14:47:07
Dam ciekawy przykład. Otóż, w ub. roku podobny inwestor jak Pan po wykonaniu mu kompletu analiz, też zwrócił się do mnie o pomoc w znalezieniu projektanta wentylacji mechanicznej z rekuperacją. Ponieważ inwestor z mojego miasta, to pomyślałem że kto lepiej nie zaprojektuje jak jakiś absolwent, którego kształciłem na studiach. U mnie była zasada, że student musi wiedzieć tyle co ja - dopiero wtedy otrzymywał ocenę poprawną. Może być więc każdy, kogo uczyłem.
Sięgnąłem więc po internet i wstawiwszy nazwisko pierwszej z brzegu osoby uzyskałem nr telefonu do pracowni projektowej. Kiedy otrzymałem pozytywną odpowiedź w sprawie wykonania projektu, umówiłem inwestora z projektantem, ale zapowiedziałem też swoją przy tym wizytę, bo chciałem odświeżyć znajomość, gdyż ostatni raz widziałem się podczas egzaminu dyplomowego czyli 35 lat temu.
Spotkaliśmy się w gronie: ja, inwestor, architekt, projektant i ... jego żona, którą też uczyłem, ale nie wiedziałem, że mają się ku sobie. Kiedy omawialiśmy projekt, okazało się, że w planie jest projekt "urawniłowka" z nawiewem w pokojach i wywiewem w łazienkach i kuchni. Na moje pytanie: a co to za partyzantka? Padła odpowiedź, że wszyscy tak projektują. Kiedy podniosłem jedno oko ze zdziwieniem i zapytałem: czy tego uczyłem? Mąż i żona spojrzeli po sobie z zażenowaniem i wystękali: - No nie, ale projekt zgodny z fizyką budowli będzie inwestora kosztować więcej. Wtedy zapytałem z uśmiechem: czy dla oszczędności auto ma mieć 3 koła? Odpowiedzi nie było.
Potem powstał projekt poprawny, ale na brudno. Sprawdziłem go i w jednym miejscu wniosłem poprawki, które uwzględniono. Powstał projekt końcowy.Podczas robót, z kolei instalator walił głową w mur i powiedział, że takiego projektu jeszcze nie miał w ręku, a już 20 lat buduje. Namawiał inwestora, by odstąpił od projektu i zgodził się na "urawniłowkę", bo ... wszyscy tak robią.
Inwestor nakazał trzymać się ściśle projektu i ... roboty zamiast trwać 10 dni jak planował instalator trwały 4 tygodnie, ale wykonano poprawnie.