Świeżo
upieczony właściciel mieszkania w stanie "developerskim" przystąpił do prac wykończeniowych.
Postanowił nieco zmodernizować rozkład łazienki. Wyszukał ekipę fachowców reklamujących się jako
profesjonaliści. Ochoczo przystąpili do przełożenia i ułożenia nowej trasy rur wody zimnej i ciepłej
w łazience. Robotę wykonali, zapłatę wzięli i poszli. Potem przyszli następni fachowcy, ułożyli glazurę i terakotę oraz zamontowali sanitariaty. Zapłatę wzięli i poszli.
Właściciel przystąpił do urządzania reszty mieszkania. Po 3 miesiącach zamieszkał z
rodziną. Było wielkie zadowolenie. Nowe pachnące i wygodne mieszkanie na poddaszu. Kilka miesięcy
później właściciel mieszkania leżącego na niższej kondygnacji właśnie szykował się do prac
wykończeniowych. Wszedł do mieszkania i ... osłupiał! Większość tynku na suficie odspoiła się i ...
spadła na podłogę. Natychmiast złożono wizytę piętro wyżej we wspomnianym mieszkaniu - a tam,
wszędzie sucho i przytulnie. Zagadka!
Szybko wezwano fachowców, którzy układali instalacje
wodociągowe. Ci podrapawszy się w głowę - zaczęli od zrywania glazury ze ścian. Nic nie znaleziono,
więc zrywano dalej i dalej. Na fotografii nr 1 są efekty tych poszukiwań. Przecieku nie znaleziono.
Została więc tylko wanna.
Widok łazienki po poszukiwaniach przecieku. Jerzy Zembrowski