Mamy rok 2024 i co się
zmieniło w tej materii? Jeśli powiem, że nic, to skłamię. Zmieniło się o tyle, że o ile dwie dekady
lat temu negatywny marketing dopiero się rozwijał oraz pojawiał sporadycznie i nieśmiało, to obecnie
z każdej strony wpycha się lawina półprawd, zmyśleń i mitów reklamowych. Kiedy w górach pojawia
się lawina, górskie pogotowia ratunkowe ostrzegają i spieszą na pomoc. W budownictwie, ostrzeżenia
prawie nie trafiają do architektów, inżynierów i projektantów branżowych, gdyż to środowisko jest
mało aktywne: sporadycznie uczestniczą w konferencjach i seminariach oraz w małym stopniu czytają i
studiują prasę techniczną. Aktywność edukacyjna wykonawców jest jeszcze gorsza, bo niemal zerowa -
co woła o pomstę do nieba, gdyż badania wykazały, że tylko kilka procent z nich może pochwalić się
wykształceniem kierunkowym. A co z inwestorami? Inwestorzy, siłą rzeczy, nie muszą się znać na
budownictwie i nie znają.
Wykorzystuje to nachalny
marketing i szprycuje informacjami tyleż sensacyjnymi, co wymyślonymi czyli mącącymi w głowach. Mąci
się więc ile się da, balansując na granicy prawdy i kłamstwa, byleby skusić do zakupu takiej a nie
innej technologii i takiego a nie innego produktu - oczywiście, pod szczytnymi i szumnymi hasłami o
rewelacyjnych oszczędnościach, niskich kosztach czy długowieczności rozwiązań. Wcale nie małe
strzępy tego szumu informacyjnego docierają także do świadomości architektów i wykonawców, co w
efekcie zrodziło mieszankę wybuchową ciężkiego kalibru: błędne i kosztowne rozwiązania, za które
płaci naiwny inwestor. Na szczęście, są ostrzegający i pomagający. Pomagam i ja, ratuję -
jeśli tylko każdy z w/w uczestników procesu budowlanego zechce zauważyć i uświadomić sobie, że ginie
pod lawiną. Jednakże, takich przypadków nadal ciągle za mało. Ba, moje nawoływania na portalach
społecznościowych o optymalizację projektów, są usuwane przez administratorów tych portali, a ja
banowany.
Powstają więc projekty
budowlane domów pełne wad i błędów, o czym oczywiście inwestorzy nie wiedzą. Daje się zauważyć, że
kiedy inwestor zdecyduje o inwestycji dużej czy małej, to jego myśli krążą gdzieś w chmurach. Zajęty
jest liczeniem korzyści z przyszłej inwestycji, wyobrażeniem jej wyglądu i wystroju, a nie
poprawnością ulokowania wydatków. Jedno tylko nie opuszcza inwestorów: chęć wydania jak najmniej.
Cieszą się szczególnie, gdy uda się trafić na taniutki projekt, taniego projektanta i uda się kupić
materiały tańsze niż inne. Cieszą, gdy zatrudnią wykonawcę tańszego od innych i kierownika budowy
najtańszego.
Potem, w czasie
użytkowania domów, przeżywają męki i rozczarowania: coś odpada, pęka i się łuszczy, pleśnieje,
zacieka i przemarza. Trwa wówczas drugi etap - nie planowany: reklamacje i naprawy, naprawy i
naprawy, w końcu wieloletnie procesy sądowe, zmarnowany czas i pieniądze, a często utracone zdrowie.
Na naprawy wydaje się wcale nie rzadko połowę wartości inwestycji. Dopiero wtedy szuka się winnych i
przychodzi autorefleksja, że coś się ominęło, że nie dopilnowało by było racjonalnie, a nie tanio,
że można było błędów uniknąć. Proszę się przyjrzeć
załączonemu rysunkowi. Ta parabola, to funkcja sumy rocznych kosztów eksploatacyjnych oraz rocznego
odpisu wydanych kosztów na budowę inwestycji - w zależności od różnych rozwiązań materiałowych i
instalacyjnych obejmujących: mury, ocieplenia, instalacje grzewcze i wentylacyjne. Parabola ma
extremum, tj. minimum kosztów. Jeśli projektant o tym wie i taką parabolę sobie sporządzi
podczas projektowania i omówi z inwestorem, to ma podstawę dać mu projekt gwarantujący najmniejsze
koszty budowy i najmniejsze koszty rocznej eksploatacji inwestycji - czyli rozwiązania optymalne.
Jest to rozwiązanie ZIELONE.
Do niego można dojść tylko poprzez analizy optymalizacyjne. Jeśli
projektant kieruje się marketingiem, modą, przyzwyczajeniem lub prowizją od producentów, to w
projekcie używa rozwiązań materiałowych jemu wygodnych i korzystnych, a nie w interesie inwestora.
Co gorsza, często inwestor sam modyfikuje podczas budowy przewidziane w projekcie rozwiązania. Czyni
to na bazie negatywnego marketingu, kolorowych pism dla naiwnych lub spotkanych podpowiedzi na
forach internetowych. Stąd tak częste tam pytania typu „co sądzicie o ...?”. I zaraz odzywają się
głosy podpowiadaczy: kompletnych laików udających znawców, a najczęściej zatrudnianych trolli przez
producentów, którzy zachwalają „bezstronnie” konkretne rozwiązania. Zwykle pytania „co sądzicie
o...?” są produkowane przez owych trolli. Naiwny „Kowalski” sądzi wówczas, że trafił na bratnią
duszę, która drąży temat, więc chętnie nadstawia ucha i czyta, że ten i ów eksploatuje właśnie takie
rozwiązanie i ... jest zadowolony. Tak powstają rozwiązania inwestycji oznaczone kolorem CZERWONYM - zawarte w projektach nie popartych analizami
optymalizującymi lub „zoptymalizowanymi” przez inwestorów. Inwestor pakuje się na minę, bo wbrew
planom koszt budowy i eksploatacji jest daleki od optymalnego, tyle że jeszcze tego nie
wie. Ostatnio w mediach
głośno o domach super energooszczędnych, które nafaszerowane są „nowinkami”. Nawet certyfikat dadzą
inwestorowi jak rewelacyjnie dom jest energooszczędny - to dom NIEBIESKI. Przyjrzyjmy się uważnie tej paraboli. Zarówno dom CZERWONY jak i NIEBIESKI - mogą
wywoływać podobne koszty sumaryczne - jakże dalekie jednak od najniższych czyli optymalnych ZIELONYCH. CZERWONY zaś, osiąga
niskie koszty inwestycji ale wysokie eksploatacji, zaś NIEBIESKI
skutkuje niskimi kosztami eksploatacji, ale wysokimi kosztami inwestycji. W przypadku
domu CZERWONEGO cieszy się inwestor, że zbudował dom „za
grosze”, zaś w przypadku NIEBIESKIEGO cieszą się sprzedawcy i
producenci, bo sprzedali swoje drogie wyroby - cieszą i wykonawcy je wdrażający. Po lewej stronie na
pionowej osi zaznaczyłem strzałką różową zbędny wydatek
inwestora. Jak jest duży? W domu CZERWONYM zwykle 4-6
tys. zł rocznie (zależnie od metrażu), czyli po 20 latach strata 80-120 tys. zł. Niechaj każdy sobie
wyobrazi, że mieszka w domu 20 lat i nagle listonosz mu przynosi 80-120 tys. zł i wręcza jako
prezent. W domu NIEBIESKIM zbędny wydatek inwestycyjny to zwykle
60-130 tys. zł (zależnie od metrażu). Ten koszt się odczuwa już podczas budowy i nie trzeba czekać
20 lat. Można zatem projektować
optymalne rozwiązania. Spójrzmy na dom ZIELONY. Takiego
rozwiązania inwestycji żądajcie od projektantów. Żądajcie
okazania czarno na białym tej paraboli i dowodu, że zaprojektowano dom ZIELONY, a nie wg mody, popularności. przyzwyczajenia czy wygody
projektowania. Ale to pierwszy tylko
krok. Drugi, to projekt bez błędów w zakresie fizyki budowli. O ich istnieniu i skutkach traktuje
zakładka błędy i usterki oraz z życia wzięte. Chodzi o błędy zarówno
projektowe, jak i wykonawcze. Będzie idealnie, jeśli się dopilnuje, by wykonawcy ściśle trzymali się
projektu bez błędów i nie wnosili żadnych uproszczeń ani modyfikacji czy zamienników. Wtedy tylko
inwestor będzie mieć naprawdę przyjemność z użytkowania wymarzonej inwestycji, domu i
mieszkania. Jak projektować
optymalne rozwiązania i jak uniknąć błędów? Proszę sięgnąć do mojej książki, w której odkrywam
prawdy często ukrywane, podaję rozwiązania poprawne i je uzasadniam. Przedstawiam też w strawnej
postaci ważne podstawy fizyki budowli. Podnoszę kurtynę na scenie budownictwa. Czasami ciekawiej
jest za kurtyną niż przed nią. To inwestor płaci za bilety i szkoda by wydawał na marne. To nie
reklama książki, a wskazanie drogi, by potem nie narzekać i się nie sądzić o odszkodowania. Błędów można uniknąć! Można stworzyć dom o
racjonalnie niskich kosztach i niskich kosztach eksploatacji.
|