Mamy
rok 2018 i co się zmieniło w tej materii? Jeśli powiem, że nic, to skłamię. Zmieniło się o tyle, że
kilkanaście lat temu negatywny marketing dopiero się rozwijał i pojawiał sporadycznie i nieśmiało,
to obecnie z każdej strony wpycha się lawina półprawd, zmyśleń i mitów. Kiedy w górach pojawia
się lawina, górskie pogotowia ratunkowe ostrzegają i spieszą na pomoc. W budownictwie, ostrzeżenia
prawie nie trafiają do architektów, inżynierów i projektantów branżowych, gdyż to środowisko jest
mało aktywne: sporadycznie uczestniczą w konferencjach i seminariach oraz w małym stopniu czytają i
studiują prasę techniczną. Aktywność edukacyjna wykonawców jest jeszcze gorsza, bo niemal zerowa -
co woła o pomstę do nieba, gdyż badania wykazały, że tylko kilka procent z nich może pochwalić się
wykształceniem kierunkowym. A co z inwestorami? Inwestorzy, siłą rzeczy, nie muszą się znać na
budownictwie i nie znają. Wykorzystuje to nachalny marketing i szprycuje informacjami tyleż
sensacyjnymi, co wymyślonymi czyli mącącymi w głowach. Mąci się więc ile się da, balansując na
granicy prawdy i kłamstwa, byleby skusić do zakupu takiej a nie innej technologii i takiego a nie
innego produktu - oczywiście, pod szczytnymi i szumnymi hasłami o rewelacyjnych oszczędnościach,
niskich kosztach czy długowieczności rozwiązań. Wcale nie małe strzępy tego szumu informacyjnego
docierają także do świadomości architektów i wykonawców, co w efekcie zrodziło mieszankę wybuchową
ciężkiego kalibru: błędne i kosztowne rozwiązania, za które płaci naiwny inwestor. Na szczęście, są
ostrzegający i pomagający. Pomagam i ja, ratuję - jeśli tylko każdy z w/w uczestników procesu
budowlanego zechce zauważyć i uświadomić sobie, że ginie pod lawiną. Jednakże, takich przypadków
nadal jak na lekarstwo. Powstają więc projekty
budowlane domów pełne wad i błędów, o czym oczywiście inwestorzy nie wiedzą. Daje się zauważyć, że
kiedy inwestor zdecyduje o inwestycji dużej czy małej, to jego myśli krążą gdzieś w chmurach. Zajęty
jest liczeniem korzyści z przyszłej inwestycji, wyobrażeniem jej wyglądu i wystroju, a nie
poprawnością ulokowania wydatków. Jedno tylko nie opuszcza inwestorów: chęć wydania jak najmniej.
Cieszą się szczególnie, gdy uda się trafić na taniutki projekt, taniego projektanta i uda się kupić
materiały tańsze niż inne. Cieszą, gdy zatrudnią wykonawcę tańszego od innych i kierownika budowy
najtańszego. Potem, w czasie użytkowania domów przeżywają męki i rozczarowania: coś odpada, pęka i
się łuszczy, pleśnieje, zacieka i przemarza. Trwa wówczas drugi etap - nie planowany: reklamacje i
naprawy, naprawy i naprawy, w końcu wieloletnie procesy sądowe, zmarnowany czas i pieniądze, a
często utracone zdrowie. Na naprawy wydaje się wcale nie rzadko połowę wartości inwestycji. Dopiero
wtedy szuka się winnych i przychodzi autorefleksja, że coś się ominęło, że nie dopilnowało by było
racjonalnie, a nie tanio, że można było błędów uniknąć. Proszę
się przyjrzeć załączonemu rysunkowi. Ta parabola, to funkcja sumy rocznych kosztów eksploatacyjnych
oraz rocznego odpisu wydanych kosztów na budowę inwestycji - w zależności od różnych rozwiązań
materiałowych i instalacyjnych obejmujących: mury, ocieplenia, instalacje grzewcze i wentylacyjne.
Parabola ma extremum, tj. minimum kosztów. Jeśli projektant o tym wie i taką parabolę sobie
sporządzi podczas projektowania i omówi z inwestorem, to ma podstawę dać mu projekt gwarantujący
najmniejsze koszty budowy i najmniejsze koszty rocznej eksploatacji inwestycji - czyli rozwiązania
optymalne. Jest to rozwiązanie ZIELONE. Do niego można dojść tylko poprzez analizy
optymalizacyjne. Jeśli projektant kieruje
się marketingiem, modą, przyzwyczajeniem lub prowizją od producentów, to w projekcie używa rozwiązań
materiałowych jemu wygodnych i korzystnych, a nie w interesie inwestora. Co gorsza, często inwestor
sam modyfikuje podczas budowy przewidziane w projekcie rozwiązania. Czyni to na bazie negatywnego
marketingu, kolorowych pism dla naiwnych lub spotkanych podpowiedzi na forach internetowych. Stąd
tak częste tam pytania typu „co sądzicie o ...?”. I zaraz odzywają się głosy podpowiadaczy:
kompletnych laików udających znawców, a najczęściej zatrudnianych trolli przez producentów, którzy
zachwalają „bezstronnie” konkretne rozwiązania. Zwykle pytania „co sądzicie o...?” są produkowane
przez owych trolli. Naiwny „Kowalski” sądzi wówczas, że trafił na bratnią duszę, która drąży temat,
więc chętnie nadstawia ucha i czyta, że ten i ów eksploatuje właśnie takie rozwiązanie i ... jest
zadowolony. Tak powstają rozwiązania inwestycji oznaczone kolorem CZERWONYM
- zawarte w projektach nie popartych analizami optymalizującymi lub „zoptymalizowanymi”
przez inwestorów. Inwestor pakuje się na minę, bo wbrew planom koszt budowy i eksploatacji jest
daleki od optymalnego, tyle że jeszcze tego nie wie. Ostatnio w mediach głośno o domach super
energooszczędnych, które nafaszerowane są „nowinkami”. Nawet certyfikat dadzą inwestorowi jak
rewelacyjnie dom jest energooszczędny - to dom NIEBIESKI. Przyjrzyjmy się uważnie tej paraboli. Zarówno dom CZERWONY jak i NIEBIESKI - mogą
wywoływać podobne koszty sumaryczne - jakże dalekie jednak od najniższych czyli optymalnych ZIELONYCH. CZERWONY zaś, osiąga
niskie koszty inwestycji ale wysokie eksploatacji, zaś NIEBIESKI
skutkuje niskimi kosztami eksploatacji, ale wysokimi kosztami inwestycji. W przypadku
domu CZERWONEGO cieszy się inwestor, że zbudował dom „za
grosze”, zaś w przypadku NIEBIESKIEGO cieszą się sprzedawcy i
producenci, bo sprzedali swoje drogie wyroby - cieszą i wykonawcy je wdrażający. Po lewej stronie na
pionowej osi zaznaczyłem strzałką różową zbędny wydatek
inwestora. Jak jest duży? W domu CZERWONYM zwykle 4-6
tys. zł rocznie (zależnie od metrażu), czyli po 20 latach strata 80-120 tys. zł. Niechaj każdy sobie
wyobrazi, że mieszka w domu 20 lat i nagle listonosz mu przynosi 80-120 tys. zł i wręcza jako
prezent. W domu NIEBIESKIM zbędny wydatek inwestycyjny to zwykle
60-130 tys. zł (zależnie od metrażu). Ten koszt się odczuwa już podczas budowy i nie trzeba czekać
20 lat. Można zatem projektować
optymalne rozwiązania. Spójrzmy na dom ZIELONY. Takiego
rozwiązania inwestycji żądajcie od projektantów. Żądajcie
okazania czarno na białym tej paraboli i dowodu, że zaprojektowano dom ZIELONY, a nie wg mody, popularności. przyzwyczajenia czy wygody
projektowania. Ale to pierwszy tylko
krok. Drugi, to projekt bez błędów w zakresie fizyki budowli. O ich istnieniu i skutkach traktuje
zakładka błędy i usterki oraz z życia wzięte. Chodzi o błędy zarówno
projektowe, jak i wykonawcze. Będzie idealnie, jeśli się dopilnuje, by wykonawcy ściśle trzymali się
projektu bez błędów i nie wnosili żadnych uproszczeń ani modyfikacji czy zamienników. Wtedy tylko
inwestor będzie mieć naprawdę przyjemność z użytkowania wymarzonej inwestycji, domu i
mieszkania. Jak projektować
optymalne rozwiązania i jak uniknąć błędów? Proszę sięgnąć do mojej książki, w której odkrywam
prawdy często ukrywane, podaję rozwiązania poprawne i je uzasadniam. Przedstawiam też w strawnej
postaci ważne podstawy fizyki budowli. Podnoszę kurtynę na scenie. Czasami ciekawiej jest za kurtyną
niż przed nią. To inwestor płaci za bilety i szkoda by wydawał na marne. To nie reklama książki, a
wskazanie drogi, by potem nie narzekać i się nie sądzić o odszkodowania. Błędów można uniknąć! Można
stworzyć dom o racjonalnie niskich kosztach i niskich kosztach eksploatacji.
|